Techniki masażu GaSa ćwiczymy na maskotkach.
Początki „kariery gasownika podróżującego po Polsce” były trudne. Dostawałam ogrom zaproszeń z wytycznymi: ma być o anatomii i zajęcia z psami. Czyli… szkolenie z masażu klasycznego, bo to nie jest GaSa. Upierałam się przy maskotkach i konsultacjach indywidualnych. Ale właściwie: dlaczego?
różne potrzeby
Podczas warsztatów zwracam uwagę na indywidualne potrzeby danego czworonoga. Jeden lubi głaskanie po uchu, inny ma przykre doświadczenia (które skrupulatnie pielęgnuje) z czyszczeniem uszu, a jeszcze inny w ogóle nie lubi być dotykany. Nie wyobrażam sobie, żeby prowadzić zindywidualizowane zajęcia z grupą psów.
Oczywiście rozumiem potrzebę spersonalizowanej konsultacji, dlatego po warsztatach jest taka możliwość. Opiekun zna już „filozofię GaSa”, przećwiczył techniki na maskotkach. Podczas sesji skupiamy się już tylko i wyłącznie na potrzebach zwierzęcia. Dla mnie ten system działania to jedyna słuszna droga.
skupienie na technice
Masaż GaSa to zbiór technik bazujących na głaskaniu i rozcieraniu. Wszystkie ruchy wykonujemy wolno i świadomie. Dla potrzeb edukacyjnych są one ułożone w pewien konkretny sposób.
Podczas warsztatów ćwiczymy na maskotkach, bo właśnie… ćwiczymy! Uczymy się technik, możliwości, które możemy wykorzystać w spotkaniu w relaksie z naszym podopiecznym. Możemy skupić się na ułożeniu dłoni i na przebiegu ruchu.
Wykonując ćwiczenia na maskotkach dajemy sobie szansę na poznanie ruchów. To, które z tych technik i w jakiej kolejności zastosujemy, będzie zależało od osobnika masowanego. Przy maskotkach możemy po prostu zrealizować całą sekwencję. W spotkaniu z żywą istotą respektujemy jej potrzeby.
Głaszczemy kończynę piersiową, ale masowany nam ją zabiera i podstawia głowę? Przechodzimy płynnie do masażu pyska, ucha, boku… Masujemy bok, a zwierzak wywraca się „do góry brzuchem” zachęcając do głaskania „podwozia”? Korzystamy z zaproszenia.
brak podzielności uwagi
Miałam sytuację, że podczas zajęć z maskotkami krążył wokół nas pies organizatorów. Gdy położył się przy opiekunie mogłam mówić: „teraz głaszczemy ucho maskotek. A Wy, z tego co widzę, przechodzicie już na brzuch”. To był “maks” mojej podzielności uwagi. Nie „ogarnęłabym” kilkunastu wyjątkowych par o różnych potrzebach „na raz”. Multitasking to nie ja, to nie jest moja super moc. Trochę powątpiewam, czy jest taka wspaniała. 😉 Ale tu nie tylko o mnie chodzi… W masażu GaSa skupiamy się maksymalnie na TU i TERAZ. Dzięki praktyce na maskotkach nie musimy dzielić uwagi na naukę technik i na to, co najważniejsze, czyli uwadze na potrzeby naszego podopiecznego. Gdy przychodzi do spotkania w dotyku (lub nie) ze zwierzęciem mamy już przećwiczone techniki, pomysły i przemyślenia po warsztatach i… możemy się w 100% oddać obserwacji czworonoga, dostosowywać to, czego się nauczyliśmy, do jego potrzeb.
GaSa na maskotkach
Maskotki, które ze mną jeżdżą na warsztaty są bardzo elastyczne i zrelaksowane. Można bez wyrzutów sumienia oddać się ich przegłaskiwaniu.
Oczywiście nie jest idealnie. Nacisk ostatecznie dopracujemy w spotkaniu z naszym podopiecznym, bo… „mięciutkie” maskotki powodują, że jest on bardzo delikatny (może to być odpowiednia moc dla Twojego czworonoga – ale warto sprawdzić). Mam różne pluszaki, ale nie ma tylu opcji, jak różnorodne są rasy psów. Opiekun bernardyna nie znajdzie odpowiednika 1:1, ALE… tu nie o wielkość chodzi. Uczymy się przebiegu ruchu, u dużego zwierzęcia będzie on trwał po prostu dłużej.
Dygresja: jeździ ze mną też pluszowa świnka, która zawsze robi furorę. Bo kto nie chciałby zdejmować pierścionków z raciczek? 😀