Czyli historyjki, które składają się na historię GaSa…
Dawno, dawno temu żyła sobie w lesie mała dziewczynka (spoiler: dużo większa nie urosła), która wierzyła, że potrafi rozmawiać ze zwierzętami… Historia tej dziewczynki jest ściśle powiązana z historią GaSa.
O dziewczynce…
Wiem, że każda osoba zawodowo zajmująca się naszymi braćmi mniejszymi zaczyna swoje „bio” od zdania, że od zawsze otaczały ją zwierzęta. Chciałabym być oryginalna, ale (na szczęście) w tej kwestii nie muszę i nie będę. Wychowywałam się w lesie przy stadninie koni prowadzonej przez mojego Tatę, moja Mama prowadzi hodowlę psów – nie da się ukryć, że do zwierzaków i natury było mi zawsze blisko. Dlatego jako kierunek studiów wybrałam zootechnikę. Po ich skończeniu wiedziałam, że nie chcę pracować jako zootechnik, ale nadal ze zwierzętami.
Na jednym ze szkoleń poświęconych pracy z psami usłyszałam hasło „zoofizjoterapia” i… zafascynowana zaczęłam nałogowe podróże na seminaria, kursy i warsztaty o tej tematyce. Po ukończeniu pierwszego kursu rehabilitacji psów postanowiłam zaoferować darmowe masaże relaksacyjne, aby nabrać doświadczenia, pewności siebie…
O masażu…
Masaż relaksacyjny psa – takie wyrażenie wywołuje pewne skojarzenia, w naszej głowie pojawia się wyobrażenie, jak to „powinno” przebiegać – to zupełnie naturalne i zrozumiałe. Zazwyczaj słowo „masaż” jest punktem wyjścia do naszych przekonań. Oczami wyobraźni widzimy masażystę, który wykonuje głaskanie, rozcieranie, ugniatanie na jednym boku psa, następnie na drugim a całość trwa minimum 30 minut.
We mnie od początku był pewien konflikt (cierpienia młodej Muchy) – masaż, dotyk kontra relaks, budowanie zaufania. To nie zawsze się wyklucza. Ale tak bywa, szczególnie podczas spotkania obcych sobie istot. Wówczas sesja przebiega bez kontaktu dotykowego, co może być trudne do zaakceptowania dla opiekuna/klienta.
O cudownym studiu jogi…
W Studio Jogi Yam, miejscu gdzie zakochałam się w jodze i koncertach Asi poznałam dwie techniki, które pokazały mi ciekawe i inspirujące podejście do pracy z ciałem: masaż Shantala i metoda Feldenkreisa. Wiem, że to teraz wygląda dziwnie: zaczęłam pisać o jodze, masażu dzieci i podejściu zorientowanym na kontakt z ciałem, ALE…
Wyszłam z założenia, że najpierw budowanie zaufania, spokojne podejście, później ewentualnie dotyk i dalszy wspólny relaks. Szukając rozwiązania, które „usprawiedliwiłoby” powyższy tok postępowania stałam się wyczulona na wskazówki pojawiające się w różnych technikach i sposobach pracy z ciałem.
Masaż Shantala dał mi uzasadnienie, aby oddać sprawy w ręce opiekuna, coś, co od początku wydawało mi się naturalne. To między opiekunem a jego podopiecznym ma budować się więź i to oni wiedzą kiedy jest najlepszy czas na relaks. Dlatego masaż GaSa to spotkanie w dotyku (lub bez) człowieka i jego czworonoga. Nie ma tam „obcych” rąk, wymagań, co do czasu – nie musi się to wydarzyć w danym momencie i trwać dokładnie x minut.
Metoda Feldenkreisa dała mi uzasadnienie do przekonania, iż każdy czuje swoje ciało inaczej, każdy zasługuje na indywidualne podejście i najważniejsze jest, aby osobnik dotykany poczuł sam siebie. Nie chodzi o ścisłe przestrzegania sekwencji ruchów i technik, a o czucie swojego ciała i samodzielne odkrywanie siebie.
O GaSa…
Gdy pierwszy raz wykonałam masaż wzorowany na Shantala mojej Gandzi (imię psa), z uwagą skierowaną na jej reakcje i potrzeby – odpłynęłyśmy obie… Po dostosowaniu technik masażu dziecięcego do potrzeb zwierząt nagrałam sesję GaSa, udostępniłam w Internecie a w metodzie zakochało się więcej osób – tak narodził się pomysł prowadzenia warsztatów i konsultacji…
zdjęcie z przedpremierowych warsztatów GaSa 2012
w doborowym towarzystwie: Kasia – Futrzon, Asia – Dla Psa Kiełbasa i Asia – Ginger
Resztę już znacie… Jestem „gasownikiem” podróżującym po Polsce, aby opowiadać o słuchaniu intuicji, budowaniu zaufania i pokazywać techniki, które mogą w tym pomóc.